Na budowlanym boomie nie każdy zarobi
Czy hossa w branży budowlanej nie skończy się równie "efektownie" jak pęknięcie bańki internetowej w 2000 r.? Analitycy uspokajają, że do tak spektakularnego krachu nie dojdzie, ale przyznają, że kursy części spółek są nieracjonalnie napompowanePremia za przyszłość
Inwestorzy już od kilku miesięcy zadają sobie pytanie, kiedy nastąpi załamanie rynku nieruchomości i czy nie nadszedł już czas, aby wychodzić z inwestycji w spółki budowlane.
Analitycy przekonują, że na razie nie ma powodów, żeby obawiać się poważnego spadku kursów.
Dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują, że na rynku mieszkaniowym nie widać poprawy. Liczba oddanych w tym roku do użytku mieszkań mimo aury sprzyjającej branży była mniejsza niż w pierwszym kw. 2006 r. Zanosi się jednak, że w najbliższych miesiącach wyraźnie przybędzie nowych budów, bo deweloperzy mają niemal o 90 proc. pozwoleń na inwestycje więcej niż przed rokiem. Będą więc mieli co sprzedawać. Pytanie tylko, czy utrzyma się dotychczasowe tempo wzrostu cen, które gwarantowało im korzystne marże.
Analiza wskaźników giełdowych spółek związanych z branżą budowlaną pokazuje ich przeszacowanie. Relacja ceny do zysku w przypadku większości firm budowlanych i deweloperskich wielokrotnie przekracza średnią rynkową, wynoszącą 22,9. Pod względem wskaźnika cena/wartość księgowa sektor budowlany jest najdroższy na warszawskiej giełdzie.
Tak wyśrubowane wskaźniki to dowód na to, że giełdowa wycena odbiega znacznie od wyników finansowych osiąganych przez spółki i ich wartości księgowej. Często to po prostu efekt działania spekulantów.
Inwestorzy kupują marzenia
Niektórzy analitycy żartują wręcz, że dzisiejsze wyceny niektórych firm uwzględniają ich życie pozagrobowe. - Oznacza to, że albo kursy spadną, albo przedsiębiorstwa muszą poprawić swoje wyniki i pokazać większe zyski - mówi Piotr Wiśniewski z Domu Maklerskiego Amerbrokers.
O wchodzeniu w nieznany im dotychczas obszar nieruchomości informują kolejne przedsiębiorstwa (Masters, FON, Invar & Biuro System), co natychmiast winduje ich kursy, nawet o kilkadziesiąt procent w trakcie jednej giełdowej sesji. Na ogół później spółki ogłaszają plany emisji akcji z prawem poboru, aby pozyskać pieniądze na inwestycje. Akcje informatycznej spółki 7bulls.com, która w grudniu zapowiedziała, że zajmie się deweloperką i zmieni nazwę na Triton Development, kosztują dziś ponad dwukrotnie więcej. Takie zachowania rzeczywiście przypominają bańkę spekulacyjną - mówią analitycy. Głowy inwestorów są tak rozgrzane, że często akcje firm budowlanych drożeją gwałtownie bez żadnych konkretnych powodów. Przykładem może być 16proc. wzrost kursu Energopolu w połowie stycznia. W rozmowie z "Rz" prezes firmy Tomasz Tomkowski przyznał, że nie zdarzyło się nic, co uzasadniałoby tak znaczną podwyżkę.
- Sytuacja, gdy drożeją materiały budowlane, rosną koszty pracy i ceny gruntów, jest trudna dla doświadczonych firm, a już na pewno bardzo ryzykowna dla nowych spółek bez doświadczenia w branży - mówi analityk Amerbrokers. - Trzeba weryfikować ich plany poprzez pryzmat stażu na rynku, dostępu do gruntów i doświadczenia - dodaje.
Załamania (na razie) nie będzie
Zdaniem Marcina Rupińskiego z Domu Maklerskiego BOŚ, mimo że akcje firm budowlanych są przewartościowane, obecna sytuacja nie zwiastuje krachu, podobnego do tego, który siedem lat temu objął spółki internetowe. Wtedy także kolejne firmy ogłaszały, że zaczynają działalność w branży IT. Wskaźnik C/Z dla spółek teleinformatycznych wynosił wtedy 53,7, a średnia dla rynku oscylowała ok. 30. Indeks branżowy wzrósł w ciągu trzech miesięcy o 60 proc. (dwu razy więcej niż WIG).
Jednak hossa w branży budowlanej ma zupełnie inne podstawy. W przeciwieństwie do spółek z branży IT i technologicznej obiecujących zyski z wirtualnej działalności firmy z sektora nieruchomości tworzą produkty realne - przede wszystkim mieszkania, których nadal jest w Polsce za mało.
- Myślę, że branża budowlana i deweloperska nie będzie zagrożona przez najbliższe dwa, trzy lata - mówi "Rz" Marcin Rupiński. Owszem może się zdarzyć, że rynek wyhamuje, ale nadal wiele czynników przemawia za wzrostem tego sektora. Jego zdaniem wystarczające powody to napływ ludzi do dużych miast i związany z tym deficyt mieszkań, rosnąca liczba kredytów hipotecznych, spekulacyjne zakupy nieruchomości przez cudzoziemców oraz potencjał związany z budownictwem infrastrukturalnym.
Właśnie na inne niż mieszkaniowe sektory budownictwa spółki coraz częściej zwracają uwagę w swoich strategiach i planach rozwoju na najbliższe lata. Przykładem może być mający zadebiutować na giełdzie na początku maja Erbud, który dzięki środkom z emisji akcji zamierza rozszerzyć działalność. - Chcemy wejść w obszar budownictwa drogowego i inżynieryjnego, a także w deweloperkę, ponieważ najszybciej rozwijają się dzisiaj sektory drogowy i mieszkaniowy - mówi Dariusz Grzeszczak, członek zarządu Erbudu.
Rzeczpospolita